close
sztuka

Artystka nieobecna, czyli „Do czysta/The Cleaner” Mariny Abramović – recenzja wystawy

Byłam podekscytowana wystawą Mariny Abramović już od chwili, gdy usłyszałam, że ma być pokazana w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki czasu”. Udało mi się odwiedzić ją dwukrotnie. Za pierwszym razem oglądałam w wielkiej ekscytacji, za drugim razem pojawiła się już bardziej krytyczna refleksja.

Wystawa jest retrospektywna, przekrojowa. Można tu zobaczyć rozwój i wszechstronność Mariny Abramović jako artystki. Od jej najwcześniejszych prac – obrazów przestawiających wypadki z ciężarówkami i chmury oraz ich cienie w kształcie fistaszków, przez zapisy jej pierwszych performansów (audio, foto, wideo), rekwizyty, meble, szkice, pralkę (na pamiątkę tej, w której niegdyś ugrzęzła jej ręka, a za co spoliczkowała ją matka), furgonetkę, która przez pięć lat była wehikułem i domem dla Mariny i jej ówczesnego życiowego i artystycznego partnera Ulaya, przedmioty z kryształami (do medytacji), zapis różnych działań warsztatowych, wideo z wywiadem o twórczości Mariny, a nawet stolik z krzesłami, na których odbywał się performance Artystka obecna, platforma z Domu z widokiem na ocean, pomieszczenie z manifestem artystycznym zapisanym na ścianach i szufladami ze zdjęciami, rysunkami i notatkami Mariny Abramović. Na ścianach jest wiele cytatów wypowiedzianych przez artystkę. W osobnej sali znajduje się długi stół, przy którym można usiąść, założyć wygłuszające słuchawki i wypróbować jedno z ćwiczeń metody Abramović – liczenia ryżu.

Jeden z obrazów Mariny Abramović przedstawiających zderzenie ciężarówek.

Widzimy tu jej rozwój artystyczny, choć złośliwie można by stwierdzić, że widać też jej przemianę z biednej artystki w bizneswoman. Nie sposób nie zauważyć, że równie chętnie co niegdyś nago, obecnie prezentuje się w strojach od Givenchy. I choć nadal zdarza jej się występować bez ubrań, to są to już głównie reperformensy (starsze performansy wykonywane przez nią lub przez innych artystów), a w dodatku na samym otwarciu wystawy nie tylko pojawiła się w stroju znanego projektanta, ale również nie zaprezentowała żadnego performansu. Szczęśliwcy, którym udało się zdobyć wejściówki na wernisaż w cenie 50 zł, zostali uraczeni jej półgodzinnym przemówieniem do mikrofonu. Mi osobiście nie udało się dostać na ten wernisaż, czego żałowałam, ale strata wydała się jakby mniejsza, kiedy jedna z ważniejszych instytucji sztuki w Polsce zaprosiła artystkę znaną jako babcia, czy też papieżyca performansu, a ta żadnego performansu osobiście nie zaprezentowała. A przecież wykonywaniem performansów zwykle świętowała zwykle swoje urodziny, a nawet poprzez performance zerwała ze swoim długoletnim partnerem. To trochę tak jak zaprosić zagraniczną gwiazdę pop, ale zamiast pozwolić jej zaśpiewać, oglądać z nią tylko teledyski. O ile w Museum of Modern Art w Nowym Jorku wykonała trwający ponad 700 godzin performance Artystka obecna, który polegał na ciągłej obecności artystki w tej instytucji, o tyle w Toruniu mogła sama w ogóle się nie pojawiać. Wystawę złożoną z dokumentacji jej wszystkich dokonań może wysyłać w świat. Z kolei dzięki reperformensom możemy oglądać Marinę Abramović, ale bez Mariny Abramović. Choć tu największym minusem jest też to, że te reperformensy odbywają się głównie w weekendy, więc będąc w CSW dwukrotnie w ciągu tygodnia, nie miałam okazji zobaczyć ani jednego. Ale plusem tej sytuacji było to, że oglądałam wystawę na spokojnie, bez tłumów.

Jedna ze złotych myśli Mariny Abramović umieszczonych na ścianach galerii.

Wystawa jest skonstruowana tak, że spodoba się zarówno tym osobom, którym twórczość Abramović jest doskonale znana, jak i tym, którzy mają z nią styczność po raz pierwszy. Dla tych, którzy na co dzień obcują ze sztuką, jak i tych, którzy zaglądają do galerii sztuki od święta, albo i nigdy. Nie trzeba się zastanawiać „co artysta miał na myśli?”, ponieważ każdej pracy towarzyszy informacja bądź komentarz z wyjaśnieniem. Forma jest więc przystępna, a częściowo nawet zachęca do aktywizacji zwiedzających – można np. przymierzyć buty do medytacji, liczyć ryż, przylgnąć ciałem do kryształów energetycznych czy usiąść przy stoliku i – niczym w Artystce obecnej ­– patrzeć w oczy znajomego, lub nawet na twarze z wideo – samej Abramović lub innych uczestników performansu w MoMA. Co więcej, jedno pole pozostaje puste – jakby z miejscem na twarz siedzącego na krześle. Aż prosi się, by taką fotkę wrzucić na fejsika czy instagram. W recenzjach wystawy Do czysta/The Cleaner pojawia się informacja, że wydarzenie wzbudziło wiele – jak stwierdza Wojciech Delikta w „Arteonie” (nr 4/2019) – „bezkrytycznych zachwytów urzeczonych nią fiksatów”. I przyznam, że przy pierwszej wizycie sama czułam się oszołomiona zachwytem i możliwością obcowania z pracami Mariny Abramović, co „wielką artystką jest” – jak wyzłośliwiają się Zbigniew Jan Mańkowski („Arteon”, nr 3/2019) czy Karolina Plinta. Bardziej krytyczna refleksja przyszła dopiero po miesiącu i po drugiej wizycie w CSW „Znaki Czasu”. Nie sposób nie zauważyć, że z biegiem lat jej działania stały się dalekie od założeń jej Manifestu Życia Artysty, który na wystawie został wypisany na ścianach jednej z sal. Wspomniane już umiłowanie Abramović dla ubrań od projektantów kłóci się choćby z zapisanym trzykrotnie przykazaniem Artysta powinien posiadać coraz mniej.

W pierwszej z sal zaprezentowane są jej najwcześniejsze prace – głównie malarstwo i rysunki. W tym okresie najchętniej przedstawiała wypadki z udziałem ciężarówek oraz swoje obserwacje nieba – ślady pozostawiane przez samoloty oraz obłoki z cieniami w kształcie fistaszków. Są też prace konceptualne, jak ulotka z zadaniem Policz gwiazdy. W innej sali można zobaczyć jej kolaże z serii Uwalnianie horyzontu – zdjęcia znanych budynków, z których usunięto część tła. O ile te i inne prace, takie jak rzeźby, prezentują przestronność artystyczną Mariny Abramović, o tyle są raczej ciekawostką i pokazują, że posiada w dorobku też dzieła, które są mniej udane, ale jak sama stwierdza – umieszczenie ich na tej wystawie retroperspektywnej było ważne, ponieważ nigdzie indziej nie było na nie miejsca, choć to wyraźnie słabsze prace.

Rhytm 10.

Największe emocje wzbudzają jednak oczywiście performensy. W pierwszym okresie jej aktywności performerskiej powstały prace z serii Rhytm – możemy oglądać zapisy fotograficzne, dźwiękowe i wideo. A nawet aby lepiej się przekonać jak wyglądał performance Rhytm 0 ­(widzowie mogli w dowolny sposób używać na niej wszystkich przygotowanych przedmiotów – zarówno takich, które mogły sprawić jej przyjemność, jak i zrobić krzywdę) – na stole został umieszczony taki sam zestaw przedmiotów jak w oryginalnym występie. Dalej można zobaczyć platformę, na której odbywał się performance Lips of Thomas oraz wszystkie towarzyszące mu akcesoria – miód, wino, wojskowe buty, bicz, blok lodu i wiszący nad nim grzejnik. Dalej zobaczymy zapisy wideo performanców Art Must Be Beatiful/Artist Must Be Beatiful, Freeing the Voice, Freeing the Memory, Freeing the Body. Widać tu, że od początku swojej działalności performerskiej testowała granice odporności fizycznej swojego ciała – tańcząc przez kilka godzin aż do utraty przytomności, niszcząc swoje włosy, okaleczając się, oddając swoje ciało woli widzów.

Rhytm 0.
„(…) ból stanowi coś w rodzaju uświęconych wrót do odmiennego stanu świadomości.
Gdy się do nich dociera, otwierają się na drugą stronę.”
Marina Abramović, Pokonać mur
Lips of Thomas, 1975/2017.
Seria Uwalnianie.

Kolejnym zwrotem w jej karierze było spotkanie niemieckiego artysty Ulaya, który pozostawał jej partnerem życiowym i artystycznym przez dwanaście lat. Razem mieszkali w furgonetce i prowadzili życie wędrownych artystów – życie biedne, ale ekscytujące. Razem tworzyli performansy aż do rozstania w Chinach – trwający trzy miesiące performance Kochankowie (wideo można obejrzeć na wystawie) polegał na tym, że ruszyli z przeciwnych końców Wielkiego Muru i spotkali się pośrodku po to, by się ze sobą pożegnać i zakończyć swój związek.

Imponderabilia.
Energia spoczynkowa.
Furgonetka, która była domem Mariny i Ulaya.

Po rozstaniu z Ulayem, Marina w swoich działaniach zwróciła się bardziej ku duchowości oraz historii swojego kraju. Tworzy m.in. tzw. obiekty mocy z kryształów. Sama też prowadzi warsztaty z performansu i medytacji, co poskutkowało założeniem kilka lat temu Marina Abramović Institute. Stworzyła też serię prac związanych z jej rodzimym krajem – jak Balkan Baroque (za który została nagrodzona na Biennale w Wenecji), The Hero, Balcan Erotic Epic.

Platforma z performancu Dom z widokiem na ocean.
Marina Abramović i jej rodzice, Danica i Vojin – Balkan Baroque.

W 2002 roku powstał performance Dom z widokiem na ocean – na specjalnej platformie (którą można zobaczyć na wystawie), złożonej z trzech otwartych pomieszczeń, przez kilkanaście dni spała, medytowała, brała prysznic i korzystała z toalety na oczach widzów odwiedzających galerię. Wydostanie się z platform było możliwe jedynie poprzez zejście po drabinach, które miały noże zamiast szczebli. Jednak ani ta praca, ani Seven Easy Pieces (2005), na którą składało się wykonanie performansów innych artystów, nie przysporzyły jej takiej popularności jak wystawa Artystka obecna i dokument o tym samym tytule. W 2010 roku Marina Abramović spędziła ponad 700 godzin w MoMA. Codziennie siadała na krześle i patrzyła w oczy siadających naprzeciwko niej uczestników wystawy.

Tak wyglądały sprzęty w Artist is Present.
Na wystawie można poczuć się jak jeden z uczestników wystawy w MoMA…
… i spojrzeć Marinie Abramović w oczy.
Przedmioty z kryształami energetycznymi.
Liczenie ryżu.

Obecnie Abramović koncentruje się na pracy swojego Instytutu. Przypomniała też o sobie niedawno wydaną biografią zatytułowaną Pokonać mur. Wystawa The Cleaner/Do czysta jest gotowcem, który objeżdża Europę. Po finiszu w Toruniu, zostanie pokazana w Belgradzie. Po kilku dekadach artystka znów zaprezentuje się w swoim rodzinnym mieście. Tym razem już jako międzynarodowa gwiazda sztuki.

Tags : artystka obecnabrudnopiscsw toruńcsw znaki czasudo czysta the cleanermarina abramovićperformancesztuka współczesnaulay
Marta Porwich

The author Marta Porwich

4 komentarze

  1. Napisałaś dokładnie to, co teraz myślę o tej wystawie. Po wernisażu szalałam z radości, że mogłam ją zobaczyć, ale po przeanalizowaniu na spokojnie wszystkich aspektów, doszłam do wniosku, że nie, to jednak nie do końca było „wow”. Nie przeszkadzają mi jej stroje od projektantów, ale jednak nie pasuje mi, że Marina stała się człowiekiem aż za nadto medialnym, przez co w jakimś sensie przestaje być prawdziwa.
    A swoją drogą, pięknie napisana notka! Fajnie, ze napisałaś ją na trzeźwo, po kolejnej wizycie. I tak rzetelnie!

    1. Mi też nie przeszkadzają stroje od projektantów same w sobie. Raczej chodzi o to, że są wyznacznikiem wysokiego stanu materialnego (a przecież wspominała w biografii jak to w najszczęśliwszym okresie swojego życia robiła na drutach swetry, które śmierdziały owczym łajnem i drapały zakładane na gołe ciało). W tym kontekście znaczy to po prostu tyle, że nie pozostała wierna swoim własnym, wcześniejszym ideałom, których teraz naucza innych, ale już z pozycji majętnej gwiazdy. Rażąca jest w tym wszystkim po prostu hipokryzja i pojawia się żal, że owszem, osiągnęła sukces, na który ciężko zapracowała uporem i poświęceniem, ale gdzieś po drodze zgubiła swoją autentyczność.

      Cieszę się, że podobał Ci się mój tekst 🙂

  2. Hej, dzięki za ten artykuł. Mam pytanie o performance “Kochankowie”. Oni spotkali się pośrodku muru po to by się ze sobą pożegnać i zakończyć swój związek? Słyszałam teorie, że akurat ten performance planowali wiele lat (było sporo problemów prawnych) i pierwotnie miał być zakończony ich ślubem. Jednak po tylu latach starań i oddzielnej wędrówce, gdy się spotkali okazało się, że tłumaczka Ulaya jest z nim w ciąży i wtedy postanowili się rozstać. Bardzo intrguje mnie w jakich nastrojach tak na prawdę zaczynali ten performance. Czy faktycznie wiedzieli już, że się rozstaną czy może liczyli, że jednak uda się zakończyć tak jak planowali to wiele lat wstecz?

    1. Polecam autobiografię Abramović “Pokonać mur” – tam są opisane m.in. okoliczności powstania “Kochanków”. Rzeczywiście, planowali ten performance od wielu lat, jeszcze w stanie wielkiego zakochania i chcieli pobrać się tam, pośrodku Wielkiego Muru. Były jednak liczne problemy formalne z wydaniem na to zgody przez Chińską Władzę Ludową. Np. to, że byliby pierwszymi ludźmi na świecie, którzy przeszli cały Mur. Prawdopodobnie właśnie dlatego najpierw, w trakcie ich starań się o to, Mur przeszedł jakiś Chińczyk. Wyobrażali sobie też, że w czasie tej wędrówki będą zupełnie samotni, tymczasem każdemu została przydzielona ekipa – tłumaczy, przewodników, dyplomatów. Mieli też obowiązek na noc schodzić gdzieś do narzuconych im miejsc noclegowych, przez co też ich codzienny marsz się nadmiernie wydłużał. A co do ich relacji, to już wcześniej się zaczęło między nimi psuć. Ulay ciągle zdradzał Marinę, nie dogadywali się, kłócili. No i jeszcze ta chińska tłumaczka z nim zaciążyła. Nawet jeśli była jeszcze nadzieja na zejście się pośrodku, to ta ostatnia zdrada musiała o wszystkim przeważyć.

Leave a Response